26 marca 2017

Najgorsze dopiero nadejdzie - Robert Małecki



Toruń. Miasto pierników, Mikołaja Kopernika i Marka Benera.


             Pewna gazeta lokalna właśnie ma stracić całkiem dobrego dziennikarza. Łatwo można się domyśleć, że powodów może być wiele, a w szczególności to, że ów dziennikarz odważnie rozprawił się z wieloma wysoko postawionymi ludźmi. Gdy moralność i chęć ujawnienia prawdy miesza się z polityką, nie może to się skończyć dobrze.
            Marek Bener jednak idzie jak burza i nie odpuści żadnemu rządnemu władzy człowiekowi. Tak jest i tym razem, jednak wróćmy do początku…
           To ma być jego jeden z ostatnich artykułów. Spalił się dom, w którym zginął człowiek. Jak się później okazuje denat był kiedyś przyjacielem Marka, lecz ich ścieżki dawno się rozeszły z powodu… miłości. I to właśnie ta miłość kolejny raz pojawia się w życiu dziennikarza. Sprawa wydaje się skomplikowana. Marek postanawia wszcząć swoje śledztwo i już to jest zapowiedzią niezłej historii. A tu znienacka sprawy się komplikują, bo znika w tajemniczy sposób również owa stara „miłość”. Po kobiecie nie ma śladu, mnożą się tajemnice, a prawda może zaskakiwać. Jednak, aby do niej dotrzeć Brener musi podjąć niebezpieczną walkę o swoje bezpieczeństwo, o pamięć i moralność. Czy wyjdzie z tego cało? Co i kogo będzie musiał poświęcić, aby osiągnąć cel?
              Istnieje też inna strona Marka. Ta mniej sarkastyczna, ta mniej odważna, ta słabsza. Agata. Jego żona, która 3 lata temu zaginęła będąc wówczas w szóstym miesiącu ciąży. Odtąd Marek wciąż ją szuka. Czy sprawy mogą w jakiś sposób się łączyć? Czy sprawa sprzed lat właśnie o sobie przypomniała?
         Niewiarygodne, że ta książka to debiut literacki. Mamy oto przed sobą naprawdę dobrze skonstruowaną historię z wartka akcją z dopracowanymi szczegółami. Wydarzenia, które tu napotykamy są jak najbardziej wiarygodne i autor świetnie przedstawił nam światek układów i układzików.
         Książkę czytało się niezwykle przyjemnie i szybko. Zdecydowanie miał na to wpływ lekki język, plastyczny i dynamiczny. Atutem są tu dialogi, a przede wszystkim niezwykle w moim typie humor pełen ironii i cynizmu. Tego specyficznego smaczku dodaje główny bohater, który jest bezkompromisowy, i z tak zwanym charakterem. Nie jest to chodzący MacGyver, który jest w stanie w nierzeczywisty sposób wywinąć się kłopotów, ale facet z krwi i kości. Odważny, jednak z walki wychodzący z bliznami i bólem. Bardzo polubiłam Marka Brenera i cieszę się, że autor postanowił pociągnąć serię z tym bohaterem.
         Jestem pewna, że każda sytuacja, w którą wplącze się ten dziennikarz, nabierze rumieńców i wciągnie czytelnika, który nie odstąpi od lektury bez wypieków na twarzy.
           Warto wspomnieć, że oprócz głównego wątku, który jest świetnie prowadzony, mamy jeszcze wiele pobocznych. Przyznam, ze uwielbiałam czytać perypetie bohaterów związanych z samą redakcją gazety. Pracownicy są niezmiernie ciekawi i skutecznie nadawali oddechu w akcji. Moją ulubienicą jest redaktor naczelna, która jest rewelacyjnie wykreowana. Czytając o ponętnej blondynie z fałdkami na brzuchu i ze sporą wiosen na swoim koncie, która trzęsła fundamentami oblizując palce z lukru po pączkach, miałam przed oczami wiele realnych postaci, których w życiu miałam przyjemność spotkać podczas różnych wizyt w biurach.
           Mamy więc podział na główną historię toczącą się w książce jak i życie prywatne bohaterów, których naprawdę polubiłam i zdecydowanie mam ochotę kolejny raz się z nimi spotkać.
Książkę gorąco polecam. Nie zawiedziecie się.
Wydawnictwo Czwarta Strona, str. 408
Ocena
8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz