Z magią bywa tak, że albo nami zawładnie, albo nie.
Czy znajdzie się jeszcze ktoś, kto nie słyszał o Harrym
Potterze? Mam pewne wątpliwości. Co prawda młodsze pokolenie traktuje go
zapewne jako jedną z licznych literackich czy też filmowych postaci, ale dla
młodzieży 20/30+ ten chłopiec, to ktoś zupełnie wyjątkowy. Sama z nim
zaczynałam odkrywać jaką ogromną przyjemność daje mi nowo wykreowany świat. Jak
fantastycznie jest oderwać się od codzienności i przemierzać z bohaterami
wielkie pola wyobraźni.
Cały mój wywód prowadzi do jednego prostego wniosku. Mam
niesamowity sentyment do tej historii i trudno jest mi być obiektywną w ocenie
nowej pozycji ze świata Harrego Pottera.
Niezwykle przyjemnie było powrócić w znane miejsca i spotkać
bohaterów, z którymi spotykałam się wielokrotnie, którym towarzyszyłam w ich
zmaganiach z życiem i wreszcie którym z całego serca kibicowałam.
Dorośli, tak jak i ja dorosłam. Zmienili się, tak jak i ja
się zmieniłam. Ale wciąż nuciła mi do ucha ta znana melodia.
Tym razem pierwsze skrzypce w nowej opowieści grają dzieci
głównych bohaterów sprzed lat: Scorpius i Albus. Synowie: Draco i Harrego.
Chłopcy, którzy powinni w genach mieć zakodowaną wzajemną niechęć, o dziwo
bardzo się lubią i do tego wspólnie przeżywają niesamowite przygody, gdzie będą
ocierać się o czas i przestrzeń, aby w rezultacie pomóc swoim rodzicom
rozprawić się z przeszłością, a tym samym bardziej się do nich zbliżyć.
W książce spotykamy tez osoby, które bardzo dobrze znamy.
Choć miałam wrażenie, że nie do końca
autorowi udało się odwzorować ich charaktery. Harry był trochę zbyt gburowaty,
Hermiona zawsze ambitna tu straciła jednak swój nieodparty urok, a Ron jest
przedstawiony jako totalnie nieodpowiedzialny i niedojrzały osobnik.
Trudno było mi odnaleźć tę niezwykłą atmosferę, która
twarzyszyła mi zawsze podczas lektury jak i oglądania filmów. Oczywiste jest,
że w scenariuszu teatralnym – czym właśnie jest „Przeklęte dziecko” – trudno jest
oddac klimat. Nie znajdziemy tu opisów, które zawsze oddawały magię, jaka
panowała w tych powieściach. Nie ma tu również przedstawionych rozterek, myśli,
z którymi muszą się zmierzyć bohaterowie.
Sama historia nie jest zła i można się w nią wciągnąć,
jednak odarta z tych elementów nadających specyficzny charakter książek o
Harrym Potterze muszę stwierdzić, że zdecydowanie nie można jej nazwać ósmą
częścią cyklu.
Mimo wszystko bardzo przyjemnie było wrócić do świata, w
którym uwielbiam przebywać. Myślę, że dzięki mojej wyobraźni udało mi się
przeżyć fajną przygodę, ponieważ między wierszami starałam się dopowiadać to,
jak mogła wyglądać przestrzeń.
Dla mnie historia Harrego Pottera i jego przyjaciół została
zamknięta w „Insygniach Śmierci” i będę się tego trzymała.
Wydawnictwo Media Rodzina 2016, str 354
Ocena
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz