Mitologia, moce, magia, przygoda… Brzmi dobrze? No właśnie.
Nicole przeprowadza się i trafia do nowej szkoły. Tam
zostaje skierowana do klasy, która okazuje się nie tak zwyczajną. Okazuje się
bowiem, że Nicole nie jest normalną dziewczyną i odtąd jej życie diametralnie
się zmieni. Będzie musiała zmierzyć się z przepowiednią, w której ona i jej
nowi przyjaciele mają ogromne znaczenie. Moc żywiołów, wyprawa, magiczne istoty.
To wszystko składa się na pierwszy tom serii.
Przyglądając się opisowi fabuły można pomyśleć, że czeka nas
niezwykła przygoda. Takie połączenie Percy’ego Jacksona z Harrym Potterem. I
rzeczywiście. Pomysł na fabułę jest naprawdę zachęcający i ciekawy. Jeśli
natomiast mielibyśmy skupić się na realizacji, to ciśnie mi się na usta tylko
jedno stwierdzenie – totalna porażka. Wszystko tu jest złe. Zaczynając od
języka, po akcję i postacie.
Po pierwsze. Tempo.
Nicole trafia do nowej klasy i w tym momencie dowiaduje się,
że istnieją czarownicy i czarownice. I jak reaguje? Może i się zdziwiła
troszeczkę, ale nic poza tym. Parę chwil później otrzymuje od nauczyciela
przepowiednię, używa mocy i jest to dla niej zupełnie normalne. Następnie
wyrusza w drogę z grupą znajomych właściwie kilka dni od rozpoczęcia całej tej
historii. Wszystko dzieje się tak szybko i przy tym tak nielogicznie, że
czytelnik nie jest w stanie wczytać się. Mam wrażenie je jest to troszkę
rozbudowany plan wydarzeń opisany bardzo złym językiem…
Po drugie. Język.
Nie pozwala on czytać tej książki z przyjemnością. Jest to
infantylna i lapidarna relacja na poziomie szkolnym. Brak zachęty w stylu.
Dobrze zrealizowany pomysł mógłby być nawet epicką powieścią, a tutaj są to na
siłę zrelacjonowane wydarzenia. Nie czuć
magii, tajemnicy i ekscytacji, której moglibyśmy się spodziewać. Jest po
prostu pusto i zwyczajnie źle.
Po trzecie. Postacie.
Bohaterowie są zupełnie płascy. Bez charakteru, bez
osobowości, bez niczego. Relacje zupełnie nie wciągające. Pojawia się tu
ulubiony przez wielu czytelników trójkąt miłosny, który jest bezsensowny i brak
w nim emocji. Zresztą – całość książki to ok tydzień, a w tym czasie główna
bohaterka już umiejscowiła się jako tak trzecia w relacji swoich znajomych.
Dodatkowym absurdem jest relacja głównej bohaterki z jej
mamą. Bo o co może zapytać matka, gdy jej córka wraca pierwszego dnia z nowej
szkoły? Nie o lekcje, nie o wrażenia. Ale, czy są jacyś przystojniacy! I to
jest jedyne co ją interesowało.
Po czwarte. Emocje.
Brak. Nie ma ich w ogóle. Autorka nie potrafiła napełnić
nimi książki. Jedyne jakie miałam podczas lektury, to znicierpliwienie – kiedy się
to skończy? Nie mam w zwyczaju odkładać książek bez ich zakończenia. Tym
bardziej, że ciekawy się okazał temat mocy energii i kolorów. Ciągle chciałam
dać szansę tej historii licząc na to, ze zakończenie zrekompensuje choć trochę
tę męczarnię. Ale nie udao się. Zakończenie jest tak samo słabe jak cała
książka i absolutnie nie mam ochoty sięgnąć po kolejne tomy.
Mam wrażenie, ze gdyby za tę fabułę wziął się inny autor,
mogłoby to być całkiem przyjemne doświadczenie, ale w tej realizacji tematu –
nie polecam tej książki zdecydowanie.
Dlaczego trzy gwiazdki? Właśnie za ten pomysł, który ma
potencjał i na potencjale się skończyło.
Wydawnictwo Kobiece – Young, Białystok 2018, str. 286
Ocena
3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz