29 grudnia 2017

Cztery płatki śniegu - Joanna Szarańska



Bo cóż innego robić w święta, jak nie otulić się ciepłym, mięciutkim kocykiem i zanurzyć się w przyjemnej niezobowiązującej lekturze?

          Czas około Bożego Narodzenia jest wyjątkowy pod wieloma względami. Człowiek zaczyna mówić ludzkim głosem, w powietrzu wyczuwa się dodatkowy zapach zwany miłością i zrozumieniem, a książkoholik chwyta za lektury takie, po które nie sięgnąłby w ciągu całego roku.
Ostatni czas okazał się niezwykle hojny w książki o tematyce świątecznej, zimowej. Mam wrażenie, że poprzednie lata były skromniejsze. No ale cieszmy się tym darem.
Dlatego z nieskrywaną przyjemnością wzięłam do ręki jedna z propozycji wydawniczych „Cztery płatki śniegu”.
           To czego spodziewałam się po tego typu historii otrzymałam w stu procentach. Znalazłam tu ciepło, święta, emocje i wzruszenie.
Ale przejdźmy do samej fabuły. Jest ona podzielona na kilka części. Każda z nich to osobna historia konkretnych bohaterów. Jak okazuje się z biegiem lektury wszystko się ładnie i zgrabnie łączy, bo otóż wszystko zamyka się w jednym bloku mieszkalnym i to co na pozór wydaje się oderwane, szybciutko znajduje swoje miejsce w całości.
          Mamy więc historię kobiety, która zupełnie pogubiła się w małżeństwie ze swym skąpym mężem. Zaraz obok poznajemy losy samotnej matki i jej córki, która stawia czoła dziecięcym przeciwnościom. Pewna teściowa również namiesza. Pikanterii dodaje labirynt omyłek związanych ze starymi świerszczykami, a wszystko to w swej pieczy trzyma dobra dusza z miotłą w ręku, która odegra niemałą rolę w tej sytuacji. Gdy jeszcze ta mozaika otrzyma błogosławieństwo od księdza – sukces murowany. Tylko czy te wszystkie problemy, radości i przeżycia nie odciągną bohaterów od tego co najważniejsze w świętach? Czy będą w stanie zjednoczyć się w odpowiednim momencie?
             Bohaterowie nie rozczarowują. Każda z historii mogłaby być zamkniętą całością, a i wówczas efekt byłby zdecydowanie zadowalający. Postacie są charakterne. Podobało mi się to, że autorka nie odsłania ich osobowości na samym początku, tylko z kolejnymi stronami śledzimy jak budują się ich emocje, myśli. Z suchych faktów przechodzimy do obserwacji ich najgłębszych uczuć. Czego chcą od życia, co jest dla nich ważne? Świetnie jest tu ujęta pewna sztywność w myśleniu. Bo tak wypada, bo tak trzeba. Natomiast czytelnik otrzymuje lekcję, że nie ma czegoś takiego jak wypada bądź nie. Trzeba działać zgodnie ze swoim sercem, sumieniem i pragnieniami, a dopiero wówczas otrzymuje się pełen obraz tego, co chce się zobaczyć.
             Pomimo lekkości, humoru i momentami groteskowości książkę uważam za całkiem niezłą na tle innych o podobnej tematyce. Nie jest infantylna i sztampowa. Naprawdę udana. Czytało się ją z niezwykłą przyjemnością. Ja pochłonęłam ją właściwie w jeden dłuższy wieczór. W trakcie lektury zdążyłam się pośmiać, wzruszyć a nawet popłakać. Choć w pełni realistyczna, to nazwałabym tę książkę magiczną.
Nie przepadam za tego typu książkami. Ale okres świąteczny ma to do siebie, że człowiek ma potrzebę przeżywania bardziej łagodnych, ludzkich emocji. Ta książka mi to dała i naprawdę ją polecam.
Wydawnictwo Czwarta Strona 2017, str. 336
Ocena
7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz