Nie tak łatwo jest uwierzyć w przeznaczenie. Często wręcz
nie chcemy w nie wierzyć, aby nie robić sobie nadziei. Bo nadzieja wykańcza
człowieka bardziej niż nawet najgorsza prawda.
W pewnym mieście, pewnego czasu dostrzega się dwoje ludzi.
Właściwie można by rzec, że jedno patrzy, drugie słucha i nie mają w tym
żadnego interesu. Chłopak gra wieczorami na gitarze, często powtarza te same
dźwięki, a dziewczyna nuci do nich wymyślone przez siebie słowa. I właściwie
mogłoby tak trwać to wszystko bardzo długo, gdyby nie pewien zbieg
okoliczności. NIEmiłosny zbieg okoliczności. Dziewczynę zdradza chłopak z jej
współlokatorką, a dowiaduje się tego od nikogo innego, jak od chłopaka z
gitarą. Tak za sprawą ciągu wydarzeń chłopak i dziewczyna wraz z innymi, dość
specyficznymi ludźmi zamieszkują razem…
Jest to właśnie jeden z tych momentów w życiu, który
przewraca do góry nogami ład i porządek, który stworzył sobie każdy z
bohaterów.
Z początku chłopaka i dziewczynę łączy wyłącznie wspólny
interes. Otóż chłopak okazuje się być muzykiem z kryzysem twórczym, a
dziewczyna wykazuje talent do pisania tekstów piosenek. Jak łatwo można się
domyśleć, cała relacja wcale nie jest tak oczywista i komplikuje się z każdą
chwilą.
Po pierwsze:
Ridge (owy chłopak) cierpi na głuchotę od dziecka, jest
bardzo oddanym i cierpliwym człowiekiem, przepełnionym niesamowitą miłością do
swojej dziewczyny Maggie.
Po drugie:
Sydney (owa dziewczyna) jakoś szczególnie nie rozpacza po
zdradzie swojego byłego, natomiast nie śpieszno jej do nowego związku. Lecz
serce nie sługa…
Po trzecie:
I ją i jego zdecydowanie do siebie ciągnie.
I tu zaczyna się telenowela typu: chciałabym, a boję się. On
chce, ale ma zobowiązania. Co zrobić z pocałunkiem, który „zupełnie
niespodziewanie” zaskoczył ich oboje.
Cóż – pomysł na historię całkiem ciekawy. Bo nie mogę
powiedzieć, że jest to pusty romans dla nastolatków. Byłabym nieuczciwa
stawiając taką diagnozę, jednak uważam, że wiele wątków zostało na wyrost
przerysowanych, wyolbrzymionych i naprawdę błahe problemy urosły do rangi „nierozwiązalnych”.
Kwintesencją całej powieści było zakończenie, które ostatecznie
zirytowało mnie maksymalnie! Nie będę zdradzała o co dokładnie mi chodzi,
jednak kto czytał, ten pewnie się domyśli. Uważam, że gdyby powieść skończyła
się osiemdziesiąt stron wcześniej i poprawiłoby jej się ZNACZNIE bieg historii,
książka zdecydowanie bardziej byłaby znośna. No ile (matko kochana) można
czytać o jednym!?! Ile stron!?! Nie rozumiem. Naprawdę nie rozumiem.
Postacie w książce są jednak dosyć ciekawe. Niestety, główni
bohaterowie okazali się najmniej interesujący. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu,
że mam tu do czynienia z siostrą bliźniaczką Belli oraz bratem Edwarda ze „Zmierzchu”
Stephenie Meyer (kto czytał, wie o czym mówię). Roztrzęsiona galareta z
wiecznymi dylematami i kłopotami, w które sama się pakuje.
Pozytywną osobą okazał się Warren. Przyjaciel Ridga, który
posiadł niezły charakter, a tym samym można nazwać go postacią realną.
Ciekawym zabiegiem jest rozwiązanie narracji. Poznajemy
historię z perspektywy obu głównych bohaterów. Rozdziały są bardzo krótkie, co
pozwala na bardzo szybkie przeczytanie książki. Interesującym elementem jest
również zapis dialogów. Jako, ze Ridge jest głuchy, to komunikuje się ze
światem poprzez sms lub portale społecznościowe, co dopełnia całość narracji.
Podsumowując. Książka przedstawia ciekawą historię dwojga
ludzi, którzy zaplątani są w swoje życie z osobna, a razem tworzą nieskończenie
trudne do rozplątania więzy. Mimo wielu
zawiłości i zwrotów akcji książka jest bardzo przewidywalna i nie zaskoczyłam
mnie w ogóle, nawet w tym momencie, w którym pewnie powinnam być zaskoczona.
Nie tryskam zachwytem nad tą powieścią, momentami mnie irytowała, lecz jeśli
ktoś posiada dużo wolnego czasu i chce wykorzystać go na lekką lekturę, to
spokojnie może po tę powieść sięgnąć.
Ocena:
Fabuła 4/6
Prowadzenie historii 4/6
Postacie 3/6
Język 4/6
Wydanie 4/6
Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2015, str. 381
Suma 19/30
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz